nad małą polanką w dżungli, która jest tam lądowiskiem. Byliśmy już tuż, tuż nad ziemią, gdy nagle pilot poderwał maszynę nad drzewami, zatoczyliśmy koło i znowu przymierzyliśmy się do lądowania. Tym razem skutecznie.<br> Pewnie miałem wystraszoną minę, bo pilot uznał, że należy mi się wyjaśnienie:<br> - Najpierw zniżam się, aby przepłoszyć zwierzaki, które wałęsają się po lądowisku. Czarne świnie na długich nogach, psy wioskowe. Huk silnika na pełnych obrotach rozpędza to całe towarzystwo. Wtedy mam większą szansę na bezpieczne lądowanie.<br><br> Przy całej sympatii, jaką czuję dla Filipińczyków, frapowało mnie zawsze ich irracjonalne podejście do życia. Kiedy pracowałem w Manili, lud z uwagą