tak, jak gdyby całe życie nie robił nic innego, tylko galopował w więzach. A galopował jak się patrzy, mocno zahaczywszy spętane przeguby o łęk siodła, wtuliwszy twarz w grzywę, z całej mocy ściskając boki konia kolanami, rwał takim cwałem, że aż ziemia drżała i wyło w uszach powietrze. Koń, kochane zwierzę, zdawał się rozumieć, w czym rzecz, wyciągał szyję i dawał z siebie, ile mógł, dowodząc, że przez ostatnie pięć czy sześć lat nie dawano mu owsa na darmo. Podkowy biły o stwardniały grunt, szumiały zawadzane w dzikim galopie krzaki i wysokie trawy, smagały gałęzie. Szkoda, że Dzierżka de Wirsing tego