nie przepędzał.<br>I tak się tej współpracy przędza<br>snuła przez lata. Wtem kataklizm -<br>wszystko zatrzęsło się i wali!<br>Straszliwa czystka jest w Urzędzie<br>i Rurkę z trzaskiem szef wywalił.<br>Szmaciak z opresji się wywinął,<br>szafując zręcznie wazeliną,<br>potem, jak wiemy, poszedł w górę,<br>dla Rurki czasy zaś ponure<br>nastały. Musiał zwiewać z Skisła,<br>bo straszna chmura nad nim zwisła.<br>Sadysta! zbir! zły duch Urzędu!<br>Nie miano dlań najmniejszych względów.<br>Szef, co mu dawał dyrektywy,<br>uderzył zaraz w ton płaczliwy,<br>krzyczał, że się pozbawi życia,<br>bo Rurka robił nadużycia.<br>Więc choć sam kazał łamać kości,<br>najmniejszych nie miał stąd przykrości,<br>po latach