Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Morze
Nr: 10
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1961
coś zawile. Wtedy dopiero samiec wyprostowuje się w całej okazałości. Z gardziołka wyrywa mu się przenikliwy krzyk protestu. Jakby niebo przyzywał na świadka. W jednej chwili otacza go koło ciekawych. Szatański chichot rozdziera naraz powietrze. Bijąc skrzydłami powietrze skua wzbija się jak śmigłowiec prawie prostopadle w górę. Z zakrzywionego dzioba zwisa mały szary kłębuszek - pisklę.
Oślepiające światło wyciska łzy z oczu. Wiatr przywiewa znów stęchły odór ptasiego nawozu. Mewy wrzeszczą przeraźliwie, chcąc odebrać łup napastnikowi. Dość nam już tego harmideru. Wolę podziwiać pingwiny Adeli z dala od ich domostwa.
Po sinawym lodzie w dali wędrują cienie obłoków. Nieopodal nas majaczy plama
coś zawile. Wtedy dopiero samiec wyprostowuje się w całej okazałości. Z gardziołka wyrywa mu się przenikliwy krzyk protestu. Jakby niebo przyzywał na świadka. W jednej chwili otacza go koło ciekawych. Szatański chichot rozdziera naraz powietrze. Bijąc skrzydłami powietrze skua wzbija się jak śmigłowiec prawie prostopadle w górę. Z zakrzywionego dzioba zwisa mały szary kłębuszek - pisklę. <br>Oślepiające światło wyciska łzy z oczu. Wiatr przywiewa znów stęchły odór ptasiego nawozu. Mewy wrzeszczą przeraźliwie, chcąc odebrać łup napastnikowi. Dość nam już tego harmideru. Wolę podziwiać pingwiny Adeli z dala od ich domostwa. <br>Po sinawym lodzie w dali wędrują cienie obłoków. Nieopodal nas majaczy plama
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego