worku. Próbowanie zamieniało się w hałaśliwe libacje i balangi, które trwały do rana.<br>Antoni zaczął zaniedbywać dom, który stawał się meliną, wytykaną palcami przez sąsiadów. Gospodyni zaczęła biesiadnikom towarzyszyć, żeby mieć na oku Antka. I rozpiła się, zaś Antoni promieniał: <q>- Widzisz, widzisz? Nie musimy harować, a mamy forsę i kielicha, żyć nie umierać!</><br>Dobrobyt skończył się, kiedy zaostrzono przepisy graniczne i "Ruskim" przestało się opłacać. Przestali przyjeżdżać, Antoniemu wyschło w portfelu i w gardle. Ale pił dalej, bo musiał. Tyle, że bankiety wydawał rzadziej i z reguły kończyły się awanturą, bo Janina resztką instynktu samozachowawczego broniła się przed wyprzedażą majątku na wódkę. Zaglądał