prowadzi kasę. Za ladą stoi sam Mieńszykow, dostojny, gruby, brodaty... Gdy wchodzę z ojcem do sklepu, jest uprzedzająco grzeczny i żeby sprawić ojcu przyjemność, mówi z uznaniem:<br><br>- Udał się panu! Chłopak jak malina!<br><br>Po czym, zwracając się do żony, dodaje:<br><br>- Przydałby się nam taki, Wasyliso!<br><br>Mieńszykow nie ma dzieci i żywi o to żal do żony. Raz nawet powiedział do ojca:<br><br>- Rzucę ją, przysięgam, że rzucę! Wezmę sobie młodą dziewuchę, niech mi dzieci rodzi!<br><br>Wasylisa odgryzła się chlipiąc żałośnie:<br><br>- Weź sobie młodą, Iwanie Charitonowiczu! Z torbami cię puści, starego dziada.<br><br> - Milcz! - wrzasnął Mieńszykow i dostojnie pogładził brodę.<br><br>Podczas takich rozmów subiekt