i piersiami chce karmić noc ciemną,<br>A na byle skinienie swe czoło rozchmurza,<br>I wie, że o mnie trzeba rozmawiać nie ze mną,<br>I dumając o wszystkim, dłoń w kwiatach zanurza.<br><br>Śledzi drogi dalekiej zbłąkaną krzywiznę,<br>Gdzie wzrok ginie, jak w nurtach rozwiewnej mogiły,<br>I w zwierciadle przegląda swoje wargi żyzne,<br>Czy mnie bardziej, niż ona, ku sobie zwabiły?<br><br>I przesłania je dłonią i patrzy ciekawie,<br>Czym jest bez nich? Czy sobą? I nie wie, czy sobą?<br>Bo dla oczu, zwierciadła zbłyskanych żałobą,<br>Ubożeje ust brakiem, że nie ma jej prawie...<br><br>A gdy przyjdę - zwierciadło żegna znakiem krzyża<br>I wprzód wargi