widnokrąg coraz dalej i dalej,<br>niewystygłe jeszcze całkiem po wczorajszej kipieli. Słońce miało kawał<br>do zachodu, ale już po trosze czerwieniało, a od tej jego czerwieni raz<br>po raz zapalały się nad widnokręgiem czerwone, krótkie błyski, jakby<br>ktoś tam dawał znać, że płynie, lecz nie mógł się w żaden sposób zza<br>tego widnokręgu wychylić. I kto wie, czy to nie dla niego właśnie morze<br>odpychało ten widnokrąg coraz dalej i dalej, jakkolwiek daremnie.<br>Zdawało się być bowiem zamknięte tym widnokręgiem niczym końcem świata<br>i nie pozwalało się zmącić ani wyobraźnią, ani myślą, jakby samo w<br>sobie stanowiło i wyobraźnię, i myśl