28<br>Z południa, z pustyń dalekich zionęły upalne wiatry, step spłowiał i zrudział pod rozjarzonym słońcem, w którym najlepiej czuły się cierniste bodiaki, sucha skóra ziemi sczerniała spękana, porysowana ostrymi szczelinami, odkąd trawy spiły resztki wilgoci i gdy ich dotknąć, kruszyły się w palcach. Zielone z wiosną szarańczaki potłuściały i zżółkły, a żywe ich igranie przeistoczyło się w lenistwo, skakały ślamazarnie i ospale. Jaszczurki wygrzewały się bez ruchu. Powietrze nad stepem wciąż drgało od białego upału.<br>Robotnicom przybyło znoju, mozoliły się w strugach słońca, ciała ich zbrunatniały, gryzł je słony pot. Wiatr wzbijał na budowie kurzawę, piekły zaczerwienione oczy, krwawiły spierzchnięte