szczeciny, przypominały dwa monstrualne niemowlęta. Kobiety spieszyły się, bo na razie robiły wędliny dla "pierwszego" stołu, mięso w pralni zaś przeznaczone dla "drugiego" nie powinno już długo czekać. W drugiej balii ciemniała krew na kaszanki i salcesony. W pokojach uwijał się lokaj Wincenty, popędzając zziajane pokojowe. Wszyscy troje czynili dziwaczne łamańce na przytwierdzonych do stóp szczotkach. Ściany odarte były z portier i kilimów, podłogi odkryte, dywany rozpostarte na śniegu pokrywającym gazon. Było obco, jakby wszyscy znaleźli się niespodzianie na olbrzymim, nieznajomym dworcu. Mieszkańcy snuli się z kąta w kąt, przepędzani przez utrudzoną służbę. Gdziekolwiek tylko się skupili, natychmiast wpadał lokaj, Mania