łzawo.<br>- Sab, a może adres pięknych dziewcząt?<br>Z przyzwyczajenia, żeby nie zabijać nadziei w oczach błyszczących głodem, zbył go:<br>- Nie, nie dzisiaj. Innym razem.<br>Handlarz zgiął się w pokłonie. Wyglądało, że pod ciężarem ogromnego turbana złamie mu się chuda, żylasta szyja.<br>W cukierni zdjęto zasłony, słońce wpadając przez okna prześwietlało ławice niebieskawych dymów papierosowych. Wentylatory nie szumiały, więc gwar głosów rozpadał się wyraźnie na angielski i hindi. Ciche śmiechy kobiet, brzęk łyżeczek i klaśnięcie w dłonie, które miało przywołać kelnera, zwracały uwagę sąsiednich stolików. Plisowane misternie turbany Sikhów tkwiły gęsto w zacisznych lożach, błyskały tłustą czernią ciasno pozwijane brody. Niełatwo było