jedna pieszczota,<br>Której prócz mnie, nie dałaś nigdy i nikomu?<br><br>Gniewu mego łza twoja wówczas nie ostudzi!<br>Poniżam dumę ciała i uczuć przepychy,<br>A ty mi odpowiadasz, żem marny i lichy,<br>Podobny do tysiąca obrzydłych ci ludzi.<br><br>I wymykasz się naga. W przyległym pokoju<br>We własnym się po chwili zaprzepaszczasz łkaniu,<br>I wiem, że na skleconym bezładnie posłaniu<br>Leżysz, jak topielica na twardym dnie zdroju.<br><br>Biegnę tam. Łkania milkną. Cisza, niby w grobie.<br>Zwinięta, na kształt węża, z bólu i rozpaczy<br>Nie dajesz znaku życia - jeno konasz raczej,<br>Aż znienacka za dłoń mię pociągasz ku sobie.<br><br>Jakże łzami przemokłą, znużoną po