czujnie, na sali zapanowała cisza. Odezwał się swoim barytonowym, poważnym głosem: <br>- Wiecie, towarzyszu, sprawa limitów jest zagadnieniem niezmiernie skomplikowanym i w pewnym sensie no, jakby tu powiedzieć, no, rozumiecie... - tu stała się rzecz niespodziewana i nawet na tutejszą sytuację niecodzienna. Wbrew przyjętym zasadom prowadzenia zebrań, jeden z bardziej czynnych i życzliwych całemu przedsięwzięciu osobistości, komendant Milicji Obywatelskiej, bez pytania o głos, niby do sąsiadów przy stole konferencyjnym, ale tak głośno, że wszyscy słyszeli, zasyczał: <br>- To nie jego gówniana sprawa, to ci inteligencka łachudra, będzie nam tu w kieszenie zaglądał i węszył. Od samego początku ten facet klasowo mi śmierdział! Co jego