swego rodaka w tej rosyjsko-białoruskiej enklawie. <br> Oto pewnej, wiosennej nocy, kiedy słowiki i zapach kwitnącego sadu jeszcze bardziej, niż zwykle, dawały mi się we znaki, ktoś zapukał do moich drzwi. I to była ona, Jadzia, pachnąca czystością i sadem. Ten zapach wydał mi się piękniejszy od najpiękniejszych zapachów Cotiego... A kiedy przypodniosła się po spełnieniu swego pięknego czynu samarytnaki, i spuściła kurtynę lnianej koszuli na harmonijny duet pięknych piersi, zapytałem grubiańsko, bo zazdrość pojawia się natychmiast tam zwłaszcza, gdzie zastępuje uczucie: <br>- Ciekawym, dokąd to się jeszcze śpieszysz tej nocy?<br>- A co, zazdrosny pan? - mimo poufałości cielesnej nigdy nie powiedziała mi