Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
że spojrzysz na mnie takim spojrzeniem, jakiego jeszcze w twoich oczach nie widziałem, a wtenczas... Ach, po co tyle gadam!
Pocałowali się schludnie i beznamiętnie. A przecież marzył o tym pierwszym pocałunku, który miał być jak poranek, rosa, słońce i upojenie, a okazał się pusty i nijaki.
- Klęska - powiedział Fryderyk. - Absolutna.
Zosia przybladła, zaśmiała się cicho. Spoglądał na nią, nastroszywszy brwi.
- Niech diabli porwą cały ten kantor! Odnosisz wrażenie, że zalecam się do ciebie jak szef do sekretarki. Okropne. Każdy sprzęt tutaj urąga ludzkiemu uczuciu. Papierzyska, regały, rozklekotana maszyna i zydle. Żarówka jak goła małpa. Raz tylko, kiedy byliśmy w gościnie
że spojrzysz na mnie takim spojrzeniem, jakiego jeszcze w twoich oczach nie widziałem, a wtenczas... Ach, po co tyle gadam! <br>Pocałowali się schludnie i beznamiętnie. A przecież marzył o tym pierwszym pocałunku, który miał być jak poranek, rosa, słońce i upojenie, a okazał się pusty i nijaki. <br>- Klęska - powiedział Fryderyk. - Absolutna. <br>Zosia przybladła, zaśmiała się cicho. Spoglądał na nią, nastroszywszy brwi. <br>- Niech diabli porwą cały ten kantor! Odnosisz wrażenie, że zalecam się do ciebie jak szef do sekretarki. Okropne. Każdy sprzęt tutaj urąga ludzkiemu uczuciu. Papierzyska, regały, rozklekotana maszyna i zydle. Żarówka jak goła małpa. Raz tylko, kiedy byliśmy w gościnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego