ten podwieczorek, w czasie którego miała zabłysnąć inteligencją, oczarować matkę Huberta, a Nz niego samego zrobić sobie przyjaciela i niewolnika. Miała mówić dużo i potoczyście, miała się śmiać swobodnie, jeść mało, a z wielką elegancją. Zamiast tego siedziała na brzeżku fotela wystraszona i blada, nie umiejąc trafić łyżeczką do ust. <br>Ale kiedy już była bliska płaczu, powoli zaczęło się coś zmieniać.<br>Padło jedno i drugie zachęcające słowo z ust pani, uprzejmość Huberta zelżała nieco. Marylka odetchnęła. <br>Od rzeki szedł chłodniejszy powiew, zapach wody i siana. Trawniki, na które zachodzące słońce rzucało długie smugi światła, nabrały gorętszych barw, a biel schodów i balustrad