krzyczały dzieci.<br>Dzieci na niby odebrały babie chleb, narwały trawy, kroiły palcami pajdy i zajadały łykając ślinę.<br>- Uciekajcie, pies chce zjeść nasz chleb.<br>- Stójcie, ja jestem ranny.<br>Pod nagrobkiem siedział człowiek z pochyloną głową, zamiast oka miał krwawą plamę.<br>Na ustach siedziały wiankiem muchy.<br>- Chodźmy stąd. - To jest złodziej, dzieci.<br>- Ale, ale... - Czego tam biegniecie?<br>- Co tam widzisz? - C złowiek jakiś idzie.<br>- Gdzie ty jego widzisz? - dzieci wyciągnęły szyje, patrzyły na bramę. - O! Widać go. Troszeczkę widać. - Pokaż palcem.<br>Tam gdzie dzieci patrzyły, nie było nikogo.<br>- Idzie aleją? - spytała Kalma. - Nie, między grobami.<br>Tutaj idzie - powiedział Bernaszewski.<br>Dzieci ucichły, ktoś strzelił