Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
i palce łamliwą skorupką, jak chitynowe owadzie wylinki. Po tych pierogach miał niezdrowy oddech i ciężar w żołądku. Pierogi przynosiła z plebanii Róża, i tak się zaczęła znajomość. Wkrótce pożyczał księdzu własne książki, ze świadomością, że nie będą czytane. Zaczęli chodzić na spacery, rozmawiać. Dużo rozmawiali.
- Z mojego punktu widzenia Antarktyda może nie istnieć - powtórzył Jassmont, zdając sobie sprawę, że ksiądz mu umyka.
Ksiądz podniósł z wysiłkiem ciężkie powieki i przytaknął. Stanowczo za dużo wypili. On również miał osobiste antarktydy, których mogło nie być. Chrystus na krzyżu czerniał, jakby bardziej oddalony. Było to dotknięcie cichej tajemnicy, która jednakowo stanęła naprzeciw nich
i palce łamliwą skorupką, jak chitynowe owadzie wylinki. Po tych pierogach miał niezdrowy oddech i ciężar w żołądku. Pierogi przynosiła z plebanii Róża, i tak się zaczęła znajomość. Wkrótce pożyczał księdzu własne książki, ze świadomością, że nie będą czytane. Zaczęli chodzić na spacery, rozmawiać. Dużo rozmawiali. <br>- Z mojego punktu widzenia Antarktyda może nie istnieć - powtórzył Jassmont, zdając sobie sprawę, że ksiądz mu umyka.<br>Ksiądz podniósł z wysiłkiem ciężkie powieki i przytaknął. Stanowczo za dużo wypili. On również miał osobiste antarktydy, których mogło nie być. Chrystus na krzyżu czerniał, jakby bardziej oddalony. Było to dotknięcie cichej tajemnicy, która jednakowo stanęła naprzeciw nich
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego