Typ tekstu: Książka
Autor: Konwicki Tadeusz
Tytuł: Dziura w niebie
Rok wydania: 1995
Rok powstania: 1959
nie. Jeszcze niedawno wołał. Cały dzień dzisiejszy czeka i czeka na kogoś. Taki niespokojny, zły, że nie daj Boże.
Skrzypnęły drzwi. Głowa pani Linsrumowej ukazała się w szparze.
- Panna Wisia od Puciałłów przyszła - szepnęła.
- Wiem, wiem.
- Ale może ty jesteś zmęczony? Może niech jutro przyjdzie?
- Nie. Dobrze się czuję.
Głowa Babki zniknęła.
- Proszę bardzo, proszę wejść. Tylko przepraszam za nieporządek.
Szybkie, lekkie kroki. Polek wolno unosi powieki. Pomiędzy łóżkiem a drzwiami stoi Wisia w różowej sukience. We włosach jak zwykle czerwona kokarda. Obu rękami przytrzymuje wielką naręcz polnych kwiatów, które rosną przy miedzach.
- Dzień dobry, Polek.
- Dzień dobry.
Kładzie kwiaty w
nie. Jeszcze niedawno wołał. Cały dzień dzisiejszy czeka i czeka na kogoś. Taki niespokojny, zły, że nie daj Boże.<br>Skrzypnęły drzwi. Głowa pani Linsrumowej ukazała się w szparze.<br>- Panna Wisia od Puciałłów przyszła - szepnęła.<br>- Wiem, wiem.<br>- Ale może ty jesteś zmęczony? Może niech jutro przyjdzie?<br>- Nie. Dobrze się czuję.<br>Głowa Babki zniknęła.<br>- Proszę bardzo, proszę wejść. Tylko przepraszam za nieporządek.<br>Szybkie, lekkie kroki. Polek wolno unosi powieki. Pomiędzy łóżkiem a drzwiami stoi Wisia w różowej sukience. We włosach jak zwykle czerwona kokarda. Obu rękami przytrzymuje wielką naręcz polnych kwiatów, które rosną przy miedzach.<br>- Dzień dobry, Polek.<br>- Dzień dobry.<br>Kładzie kwiaty w
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego