wojownika. Pochylił się, zyskując trochę swobody. Teraz już wiedział, że da radę. Tamci też to pojęli. Nie zatrzymają go, a zabić nie mogą. Próbowali zastawić wejście do komnaty <orig>bana</>, a jeden skoczył ku prowadzącym na dach drzwiom. Liść nie mógł już go dopaść.<br>Powalił strażników przy drzwiach. Otworzył je gwałtownie.<br><orig>Ban</> stał w rogu komnaty. W białej długiej koszuli, skulony, przerażony, w niczym nie przypominał objawiającego się ludowi srogiego władcy. W rękach trzymał drewnianą belkę, której nie zdążył już wsadzić w skobel. Teraz zrobił to Doron. Za oknem słychać było nawoływania żołnierzy, dudnienie bębnów alarmowych, tupot, krzyki. Zanim się zbiorą i