Ech, wy pany, jebi waszu mać! Potem zatoczył się, siadł na moment niezdarnie pośrodku drogi. Później ruszył śladem ojca. Nie dochodząc kępy krzaków zwieszających się nad traktem, podniósł jeszcze raz ręce do góry, zadarł głowę i krzyknął w niebo:<br>- Nie żiźń, no malina! Skryły ich obu zarośla jak zielony wrzątek. Bocian wstał, przeciągnął się, aż w kościach trzasnęło. Jął zstępować w dół. W połowie drogi zatrzymał się nagle.<br>- Łapa, twoi już odjeżdżają! Główny marszałek byłej Armii Dolnych Młynów podniósł się z ziemi i z opuszczonym wzrokiem ruszył w stronę osady. Uliczką Stacyjną, wiodącą ku kościołowi, jechała już biała fura pana Pluski