krzepcy, przystojni. Nie dziw, że leciały na nich dziewczyny. Bo już się rozniosło: to nie tylko zwycięscy myśliwcy, nie tylko egzotyczni obrońcy angielskiego home'u, lecz i jakieś nieprawdopodobne zuchy, okrutnie cięte na krasę niewieścią. Wiedziały o tym oczarowane dziewczyny z northolckiego "Orchardu", wiedziały i wykwintne panie londyńskiego "Berkeley" czy "Dorchesteru".<br><br>Bogata lady Smith-Bingham, matka-opiekunka polskiego dywizjonu, urządziła dla myśliwców coctail-party w "Dorchesterze". Sprosiła co najpiękniejsze panie z londyńskiego towarzystwa. Przyszły jak jasne, szlachetne kwiaty, by poznać sławnych lotników. One i oni tańczyli, uśmiechali się, pili, byli weseli, byli szczęśliwi, zakochiwali się. Nie tym kochaniem, które jest brzemienne jak