do Staszka Karpiela,<br>który mieszkał w Dolinie Kościeliskiej i mógł orientować się,<br>czy grenzschutze zeszli z gór. Karpiel jednak nikogo nie<br>widział. Zdecydowali się poczekać, liczyli też, że pod wieczór<br>ustanie zadymka śnieżna.<br> Po paru godzinach aura rzeczywiście poprawiła się. Zabrawszy<br>od Karpiele cztery pary nart, udali się w drogę. Brnęli<br>lasem przez wielki śnieg, dla bezpieczeństwa omijając drogę, aż<br>dotarli do Hali Ornak. Po przybyciu tego niesamowitego<br>ciężkiego odcinka ledwie trzymali się na nogach. Przemoczeni,<br>zziębnięci, marzyli tylko o odpoczynku. Na moment przystanęli.<br>Staszek pocieszał towarzyszy wyprawy:<br> - Do Hali Pyszenj już niedaleko. W schronisku osuszymy<br>się, zjemy coś gorącego, to