gdy wychodziliśmy z "Harendy", a ty dopinałaś się i poprawiałaś przed lustrem.<br>- Mam nadzieję, że nie mówi tego brzydkim dziewczynom. <br>Pewność własnej urody leżała na tobie równie wdzięcznie, co ten krótki turecki kożuszek.<br><br> Zimny, późnolistopadowy październik, wiatr, grad, a my na ławce za murami uniwersytetu; nad skarpą, która opada ku Browarnej. Sam nie rozumiem, jak cię tam wyciągnąłem, a jeszcze w taką pogodę; my dwoje, trzech harendowych pijoków i pięć bełtów na dobry początek. <br>Wtedy też coś koło tego kupiliśmy w jedynym czynnym w niedzielę sklepie na Marszałkowskiej i gdy wracaliśmy przez Pola, Milena nagle wskazała stertę betonowych płyt, nie wiadomo