Ogarnia ją potężne uczucie żalu, gniewu i buntu. <br>Zaciska mocno usta i, nie patrząc na Joachima Pażycha, wychodzi <br>z pokoju z hardo uniesioną głową. Trzaska <br>drzwiami - prawie trzaska (niech tam, stało się!), nie <br>słyszy więc surowego głosu skierowanego przecież już <br>nie do niej:<br>- Nie masz racji, nie wolno tak. Barbaro...<br><br>Brzózki na zboczu góry, mimo lipcowego słońca i rzecznego <br>wilgotnego powiewu, chorowały. Wydawały się Dominice bardziej <br>mizerne niż zwykle, prawie przezroczyste. Nie rzucały wcale <br>cienia, bo trudno tak nazwać szaroświetliste punkciki nieustannie <br>a migotliwie przemieszczające się w trawie. Szelest liści <br>na wietrze był cichy, trudno uchwytny. Coś jak wspomnienie <br>dźwięku, doznanie