czyściejszego, odświeżonego. Zapytany o to wyjaśnił, że korzysta <q>"z państwowej łazienki"</>, co miało znaczyć, że po prostu idzie do schroniska dla bezdomnych, żeby się wykąpać i podjeść coś ciepłego. Ale propozycję, aby zamieszkał tam na stałe, zbywał krótko: <q>"tam się nie da żyć, za duży tłok"</>.<br><br><tit>Chwilowe rozwiązanie</><br><br>Widocznie przy Bukietowej żyło mu się dużo lepiej. I trudno się dziwić. Co jakiś czas ktoś anonimowy zostawiał przy "jego" pralni jakieś jedzenie i pozostali mogli się jedynie domyślać, że to ta sama ręka, która dotąd dokarmiała piwniczne koty. Te zresztą zawsze były powodem do kłótni lokatorów, którzy podzieleni na dwa obozy: za