jak każde schronisko, mają swoich zagorzałych wielbicieli. Oni co rok, niezmiennie od lat przyjeżdżają na tydzień, dwa. Są tu witani jak domownicy. Na nich się czeka, oni właśnie pozwalają uwierzyć w sens istnienia górskich schronisk. Nie przeszkadza im, że spać będą na prostym, niezbyt wygodnym łóżku, że nie ma natrysków. Cenią sobie głównie rodzinną atmosferę i miłą obsługę. - W pierwszego sylwestra, kiedy objęliśmy to schronisko, tuż przed północą przyszła piętnastoosobowa grupa studentów z Krakowa - wspomina pani Danuta. - Przebywali w pobliskiej bacówce, ale chcieli się jakoś "wkręcić" na imprezę. Niestety, schronisko było przepełnione i nie było takiej możliwości. W sumie można powiedzieć, że