susami po schodach i oczy moje nie chciały uwierzyć w to,<br>co zobaczyłem. Tuż nad piwnicą stał Sasza z mieszkiem na plecach, z<br>pepeszą na piersiach, a przy nim pies, nie pies. Wysoki, przesunięty do<br>przodu, jak opowiadał dziadek, i niczym połowa z przeciętego wzdłuż<br>psa, według sprzeciwu wujka Władka.<br> - Chart! - powiedział Sasza, szczerząc zęby w tym swoim szerokim,<br>dziecinnym uśmiechu. Trzymał go na kawałku kolczastego drutu,<br>przewleczonego przez obrożę. - Nu, szto ty? - ni to zdziwił się, ni<br>spytał widząc w moich oczach niedowierzanie, bo jakoś nie odczułem<br>wcale szczęścia, że oto spełniło się moje marzenie. Przeciwnie, lęk<br>mnie ogarnął, jakby