Węża. Stąd do przełęczy niecała mila. Hooo! Poganiaj, pogaaaniaj!<br>Pod podkowami i obręczami kół zastukały i zazgrzytały otoczaki, wkrótce woda zapluskała i spieniła się u końskich nóg. Rzeczka była niezbyt głęboka, ale rwąca. <br>Hayn von Czirne zatrzymał się nagle pośrodku brodu, znieruchomiał w siodle. Vitelozzo Gaetani obrócił konia. <br>- Co jest?<br>- Cicho. Ani słowa.<br>Zobaczyli wcześniej, niż usłyszeli. A zobaczyli białe rozbryzgi wody, pieniącej się pod kopytami koni szarżujących na nich korytem Węży. Dopiero potem dostrzegli sylwetki jeźdźców, dostrzegli płaszcze, powiewające na kształt upiornych skrzydeł.<br>- Do broni! - wrzasnął Czirne, wyszarpując miecz. - Do broni! Kusze! <br>Uderzył w nich wiatr, raptowny, dziki, wyjący, tnący