suchy, drobny, czerstwy staruszek, zbiera suche liście i nabija nimi fajkę. Powietrze jest czyste i przejrzyste. Słońce świeci. Policjant wałęsa się, jakby był jednym z przechadzających się po deptaku w uzdrowisku w czasie koncertu orkiestry dętej, <page nr=230> a nie pilnującym ładu i bezpieczeństwa. Wszystko to razem wygląda jak pantomima Ranek w Ciechocinku. Osoby: marynarz, ksiądz, policjant, dwie starsze panie, pan w alpakowej marynarce, bawiące się dzieci, dziewczyna. Wszystko to dość sztucznie i raczej źle zainscenizowane: znów doznaję, jak kiedyś, zdumienia, że tkwię w czymś takim. Przymusowe tkwienie w czymś, co nie jest własną rzeczywistością to właściwie jakby koszmar. Człowiek otoczony kontrnaturalnymi dla