tak jak Gawryłowicz, wuj Antoś lubił mnie podszczypywać, ściskać zbyt mocno za ramię, zbyt silnie uderzać w plecy. Próbowałem to sobie jakoś wytłumaczyć, nie wiem, może moja fizjonomia, moja szczupłość niewspółmierna do wieku, moje niemal pozorne istnienie, przepraszające, błagające o wybaczenie, powodowały w innych jakąś niecierpliwość, jakąś małostkową złość, zaczepność?<br>Człowiek od razu widzi, na co może sobie pozwolić z drugim człowiekiem. Wyczuwa wszelkie granice. Nie przekracza ich albo łamie od razu wszystkie, pozostawiając w tym złamanym istnieniu tylko zgliszcza, swąd tlącego się wstydu, nienawiść do siebie. <br>Teraz myślę, że coś takiego musiało już we mnie być. Pewien rodzaj masochizmu, niezgody