się upić, bo wtedy ten przełącznik sam się uruchamia. Onanizm czasem też bywa dobrym wyjściem. Ale w końcu i tak trzeba wszystko wyłączyć. Nawet przy najgorszym zmęczeniu resztkami sił czepiam się jawy, rzeczywistości czy czego tam jeszcze. Jakkolwiek idiotycznie by to brzmiało, to przecież istnieje. Jawa, rzeczywistość. Aż wreszcie nadchodzi. Czuję, jak twarz oblepiają pajęczyny, jakbym szedł przez gęsty las. Próbuję zetrzeć je z siebie. I wtedy powtarzam wyćwiczone zagranie, nie pozwalam się dopaść. Już niby jestem tam, gdzie mnie nie ma, bo obrazy pojawiają się wcześniej - przed snem, ale wciąż powtarzam: przecież jestem u siebie, w swoim łóżku, a nie