Oślepia ją blask "Komandorii", wita mnie głębokim dygiem, mój przewodnik zaś staje w progu bankietowej sali i w ielkim głosem obwieszcza: - Wielce szanowny pan profesor Jeremi Rokita! Kwartet klezmerów urywa w pół taktu.<br>Za ustawionymi w wielką podkowę stołami dyskretne poruszenie, ciche szepty.<br>Rozglądam się dokoła, pochylam głowę w ukłonie.<br>Czwartorzędna na co dzień knajpa wygląda tego wieczoru nie gorzej niż niejeden z lepszych lokali. Na suficie świecznik w stylu Księstwa Warszawskiego. N a ścianach zasłony, persy, obrazy.<br>I oto radosny, wysoki okrzyk gospodarza: - Profesor? Sam pan profesor?! - Jestem, panie Wincenty.<br>Zwinny, bystry i ambitny kurdupelek, siedzący u szczytu podkowy, zeskakuje