odpadają odeń włókna, marnieje Nicholas i marnieje, słabną jego więzi z ciałem, blokują się kanały zmysłów. Aż, sprowadzony do punktu, do swej nieredukowalnej <orig>huntowatości</> - jądra endonomicznego - spada zimnym kamykiem na wyciągniętą dłoń Mariny Vassone. <br>- Nicholas? Nicholas! <br>Przerażona, próbowała podnieść go z ziemi, ale oczywiście nie była w stanie. Zawołała diabła. Diabeł zmaterializował się w towarzystwie trzech AGENTÓW, razem postawili Hunta na nogi. Chwiał się i trząsł. Bełkotał bez sensu. Puściły mu zwieracze, cuchnął jak <orig>zwierznica</>. Prawa dłoń również wykonywała nieskoordynowane ruchy, egzekwując chaotyczne strzały neuralne i tym sposobem odpalając w przypadkowych sekwencjach co prostsze makra: Mgła to jaśniała, to ciemniała, Lucyfer