małej kawiarence niedaleko rynku, najadł się włoskich lodów. I nawet się nie obejrzał, gdy stało się późno.<br>Teraz bardzo się śpieszył. Zgrzany, bez czapki, w marynarce narzuconej na ramiona, szedł trzeciomajowym deptakiem tak prędko, że wyminąwszy w pewnym momencie grupkę kilku chłopców <page nr=69> i dziewcząt omal nie wpadł wprost na Andrzeja. Dojrzał wysoką sylwetkę brata w ostatniej chwili, o parę kroków, i chociaż przez sekundę znieruchomiał, całkiem się straciwszy, zdążył przecież uskoczyć w bok, ku ławkom. W półmroku potknął się o czyjeś nogi w długich butach.<br>- Co jest, do cholery! - sklął go ktoś natychmiast.<br>Usunął się pośpiesznie, lecz znów kogoś nadepnął. Tym