Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
rozdziawioną gębą.
Kondukt szedł środkiem, prosto do drzwi na klatkę schodową.

Nie skręcając ni w prawo, ni w lewo.
Ku schodom do wrót na wiosenny świat albo dalej do krypty, do
naszych podziemi.
Zanim jednak kondukt pogrążył się w cieniu, stała się rzecz, której nikt, ze
mną włącznie, nie oczekiwał.
Dziadek dźwignął się na marach, obrócił.
I półleżąc, wsparty na łokciu, przesłał nam kościstą ręką znak.
Pożegnania czy pozdrowienia?
Któż to rozstrzygnie?
Nawet gapie z wrażenia zaniemówili.
I nastała chwila ciszy, godna tego człowieka.
Wyższa nad serca i umysły całej naszej gawiedzi.
Przeminęła i nie będzie jej więcej.
Kondukt przecisnął się
rozdziawioną gębą.<br> Kondukt szedł środkiem, prosto do drzwi na klatkę schodową.<br> &lt;page nr=207&gt;<br> Nie skręcając ni w prawo, ni w lewo.<br> Ku schodom do wrót na wiosenny świat albo dalej do krypty, do<br>naszych podziemi.<br> Zanim jednak kondukt pogrążył się w cieniu, stała się rzecz, której nikt, ze <br>mną włącznie, nie oczekiwał.<br> Dziadek dźwignął się na marach, obrócił.<br> I półleżąc, wsparty na łokciu, przesłał nam kościstą ręką znak.<br> Pożegnania czy pozdrowienia?<br> Któż to rozstrzygnie?<br> Nawet gapie z wrażenia zaniemówili.<br> I nastała chwila ciszy, godna tego człowieka.<br> Wyższa nad serca i umysły całej naszej gawiedzi.<br> Przeminęła i nie będzie jej więcej.<br> Kondukt przecisnął się
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego