rozdziawioną gębą.<br> Kondukt szedł środkiem, prosto do drzwi na klatkę schodową.<br> <page nr=207><br> Nie skręcając ni w prawo, ni w lewo.<br> Ku schodom do wrót na wiosenny świat albo dalej do krypty, do<br>naszych podziemi.<br> Zanim jednak kondukt pogrążył się w cieniu, stała się rzecz, której nikt, ze <br>mną włącznie, nie oczekiwał.<br> Dziadek dźwignął się na marach, obrócił.<br> I półleżąc, wsparty na łokciu, przesłał nam kościstą ręką znak.<br> Pożegnania czy pozdrowienia?<br> Któż to rozstrzygnie?<br> Nawet gapie z wrażenia zaniemówili.<br> I nastała chwila ciszy, godna tego człowieka.<br> Wyższa nad serca i umysły całej naszej gawiedzi.<br> Przeminęła i nie będzie jej więcej.<br> Kondukt przecisnął się