z celuloidowymi wampirami i dopiero wtedy spróbować mówić prawdę. Anglik miałby nawet ochotę powiedzieć wszystkim tutaj, że jeśli na chwilę przestaną się brandzlować symbolami, opowie im o swoich ostatnich dniach w tamtych stronach - nie w Transylwanii wprawdzie, niech już będzie, że w Silesii - pewnej dawnej zimy, w faktycznie wilczej porze. Działo się to na skraju Europy, lecz w miejscu nie tak rozrywkowym jak na filmach z Belą Lugosi, tylko w lutowym zakamarku pewnego złego i pustego roku, w miejscu, które zachowało się w pamięci niczym płaska wyspa, nieosiągalna, lecz znana do znudzenia. Skąd pewnego dnia uciekał zimą kilkaset kilometrów przez nocne dygotliwe