Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
ożywiają wnętrze jachtu. Kalendarz ze skreślonym wtorkiem kołysze się na boki, magiczny symbol meksykański stuka o ścianę drewnem krzyża, zegar wskazuje czwartą z minutami. Nowy dzień.
Na pokładzie słonecznie, aż oczy mrużyć, mgły ani śladu. Wprawdzie całe niebo w chmurach, ale po dniach bez nieba widok taki wydaje się wspaniały.
- Dzień dobry. Dzień dobry ci! - wołam do unoszącej się nad horyzontem poświaty niewidocznego słońca. Nie opuszczaj nas, Słońce. Daj się złapać w południe. Słońce, słońce, SŁOŃCE. Słońce - choć tylko poświata zza masy chmur.
Jednak więc koniec mgły. Koniec lęków, koniec przygnębiającej szarości. Koniec życia bez nieba. Niech żyje Słońce! Czuję potrzebę jakiejś
ożywiają wnętrze jachtu. Kalendarz ze skreślonym wtorkiem kołysze się na boki, magiczny symbol meksykański stuka o ścianę drewnem krzyża, zegar wskazuje czwartą z minutami. Nowy dzień.<br> Na pokładzie słonecznie, aż oczy mrużyć, mgły ani śladu. Wprawdzie całe niebo w chmurach, ale po dniach bez nieba widok taki wydaje się wspaniały.<br> - Dzień dobry. Dzień dobry ci! - wołam do unoszącej się nad horyzontem poświaty niewidocznego słońca. Nie opuszczaj nas, Słońce. Daj się złapać w południe. Słońce, słońce, SŁOŃCE. Słońce - choć tylko poświata zza masy chmur.<br> Jednak więc koniec mgły. Koniec lęków, koniec przygnębiającej szarości. Koniec życia bez nieba. Niech żyje Słońce! Czuję potrzebę jakiejś
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego