Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
proszę pana, pojadę do Wiełkich Łuk... Mieszkania trzeba pilnować.

- Źle się stało, panie naczelniku, że pan tu przyszedł - powiedział nagle szeptem Frołow. - Ten szpicel "sztundysta" kręci się koło domu.

- Nie szkodzi. Dajcie znać o tym, co zaszło, Winniczence... Ja poinformuję Stiebłowa... I postarajcie się wyjechać... Chociażby do Windawy albo do Dźwińska...

Wracaliśmy do domu zgnębieni. Oglądałem się od czasu do czasu, aby zobaczyć "sztundystę", ale widziałem tylko idącego w pewnym oddaleniu za nami Frołowa. Ojciec milczał. Śnieg zacinał ukośnie, zasypując usta i oczy. Szliśmy powoli, przetrawiając, każdy na swój sposób, wiadomość o areśztowaniach. I w tej właśnie chwili poczułem znowu silne
proszę pana, pojadę do Wiełkich Łuk... Mieszkania trzeba pilnować.<br><br>- Źle się stało, panie naczelniku, że pan tu przyszedł - powiedział nagle szeptem Frołow. - Ten szpicel "sztundysta" kręci się koło domu.<br><br>- Nie szkodzi. Dajcie znać o tym, co zaszło, Winniczence... Ja poinformuję Stiebłowa... I postarajcie się wyjechać... Chociażby do Windawy albo do Dźwińska...<br><br>Wracaliśmy do domu zgnębieni. Oglądałem się od czasu do czasu, aby zobaczyć "sztundystę", ale widziałem tylko idącego w pewnym oddaleniu za nami Frołowa. Ojciec milczał. Śnieg zacinał ukośnie, zasypując usta i oczy. Szliśmy powoli, przetrawiając, każdy na swój sposób, wiadomość o areśztowaniach. I w tej właśnie chwili poczułem znowu silne
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego