Józef Szmidt też nie dał szans konkurentom. Blisko ringu w tokijskim <name type="place">Korakuen</> urzekł go heroizm Mariana Kasprzyka, gdy ten ze złamaną ręką pokonywał <name type="person">Richardasa Tamulisa</>. Wyjazd do <name type="place">Mexico</> City stanowił niepowtarzalną okazję, aby krzyknąć, że to Jerzy Pawłowski zwycięsko trafił Marka Rakitę, a nie odwrotnie. W <name type="place">Sapporo</> wraz z Wojciechem Fortuną skoczył na odległość 111 metrów. Kilka miesięcy później na monachijskiej planszy floretu miał powody do prywatnej satysfakcji, bo podwójnie triumfował <name type="person">Witold Woyda</>. Ostatni raz jako olimpijczyk pojechał w 1980 roku do Moskwy. Tam z każdym słowem zmniejszał dystans dzielący Bronisława Malinowskiego od <name type="person">Filberta Bayi</>, za to nikomu nie musiał tłumaczyć