się wyraźny cień, pewnie jakaś paskuda znowu ich podglądała, pokazała jej język i zawstydziła się, że nie potrafi współczuć biednemu Fryderykowi, który tak bardzo chciał ją zdobyć, a tak niewłaściwie do tego się zabierał, oswobodziła rękę i uszczypnęła go w kark. <br>- Zgaś światło, bo znowu nas podglądają. <br>Spełniwszy jej polecenie Fryderyk wrócił do niej po omacku, nieśmiało dotykał jej ramion i piersi. Przez chwilę biernie poddawała się pieszczotom, odsunęła go lekko.<br>- Odprowadź mnie - powiedziała. <br>Z oddali nadlatywało dudnienie pociągu, który mknął w stronę Karagandy. Na nieruchomych dźwigach lśniły rubinowe światełka. Kantor, znajdujący się niegdyś na uboczu, tkwił w samym sercu budowy