budziła na wargach Gajowca śmiech sarkastyczny albo i zgoła pogardliwy, bo w tamtych, zaśniedziałych czasach ten oto dzielny dziś mołojec i silny w gębie był zwyczajnym zjadaczem chleba albo i kanalijką bożą, przemykającą się chyłkiem między knutem i poczciwym polskim snobizmem. Cezary nigdy nie mógł w sedno utrafić.<br><page nr=326> Pan Szymon Gajowiec, dążący wszystkimi swymi siłami do przedstawienia Polski najistotniejszej, takiej, jaka żyje, cierpi, raduje się w rzeczywistości najrealniejszej, był przecież także mistykiem. Wierzył w cuda. Wierzył w tajemnicze <orig>opiekuństwo</> nad tym krajem. W rozmowach z Cezarym wskazywał palcem na kilka cudów. Pierwszym "cudem" pana Gajowca było, rzecz prosta, wskrzeszenie państwa polskiego