Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
chciałam cię obrazić...

Masz, kup sobie prawdziwego piwa.

Położyła na stole srebrnego rubla i szybko wyszła. W drzwiach obejrzałem się na Klima i widziałem, jak z niedowierzaniem próbuje monetę zębami.

Matce musiało być chyba bardzo przykro, skoro dała Klimowi tyle pieniędzy, podczas gdy w domu liczyła się z każdym groszem.

- Głuptasy... Śmieją się... - rzekła do nas raz jeszcze z wyrzutem w głosie. - Nie opowiadajcie o tym ojeu... Czy możecie to dla mnie zrobić?

44. RAZ - DWA - TRZY

Zaczęły się silne mrozy. Na wieżach strażackich od kilku dni powiewały zielone chorągiewki. Oznaczały one, że wolno nie iść do szkoły.

Od chwili pamiętnej
chciałam cię obrazić...<br><br>Masz, kup sobie prawdziwego piwa.<br><br>Położyła na stole srebrnego rubla i szybko wyszła. W drzwiach obejrzałem się na Klima i widziałem, jak z niedowierzaniem próbuje monetę zębami.<br><br>Matce musiało być chyba bardzo przykro, skoro dała Klimowi tyle pieniędzy, podczas gdy w domu liczyła się z każdym groszem.<br><br>- Głuptasy... Śmieją się... - rzekła do nas raz jeszcze z wyrzutem w głosie. - Nie opowiadajcie o tym ojeu... Czy możecie to dla mnie zrobić?<br><br>&lt;tit&gt; 44. RAZ - DWA - TRZY&lt;/&gt;<br><br>Zaczęły się silne mrozy. Na wieżach strażackich od kilku dni powiewały zielone chorągiewki. Oznaczały one, że wolno nie iść do szkoły.<br><br>Od chwili pamiętnej
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego