chorągiewkami w kolorach Kuby. Poprzedzony kilkoma motocyklami wjechał na plac wojskowy gazik, a w nim 44-letni Fidel Castro, jak zwykle w mundurze koloru khaki, brodaty, przewyższający o głowę najpotężniejszych oficerów ochrony. Samochód dojechał do barierek, powstrzymujących widzów i Castro wysiadł z auta. Łamiąc ustalenia protokołu zamiast iść w kierunku Grobu Nieznanego Żołnierza, podszedł do gapiów i zaczął się z nimi witać. Podbiegliśmy z mikrofonem. Fidel zatrzymał się, spojrzał na nas i udał, że się przestraszył. Dwaj ochroniarze przytrzymali nas natychmiast, ale Kubańczyk roześmiał się, polecił nas puścić i podał mi rękę.<br>- Buenos dias, camarade comandante! - zaryzykowałem.<br>- Habla a mi Fidel