było to skrzyżowanie, tylko do mojej drogi podeszła druga, tak, że gdybym jechała w przeciwnym kierunku, miałabym rozwidlenie. Zawahałam się, co robić, jechać przed siebie, czy wrócić skośnie do tyłu, i wybrałam to pierwsze. Celem drogi do tyłu była niewątpliwie Paranagua, a ja nie tam się wybierałam, tylko do Kurytyby.<br>Helikoptery zbliżyły się, schowałam się w cieniu, odleciały. Wyjechałam i zabawa w chowanego doszła do pełni rozkwitu. W tym tempie miałam szanse dojechać do Kurytyby za jakie dwa miesiące. Miałam nadzieję na zmierzch, a potem na romantyczną noc, rozjaśnioną gwiazdami, którą wykorzystałabym całkiem prozaicznie na jazdę bez świateł. Nie dane mi