wszystkie wolne chwile, przesiedział przy niej ostatnie noce. Zżerana przez nieuleczalną chorobę, po dwóch kolejnych operacjach, Irena zmieniła się, zdrobniała, cierpienie zniekształciło twarz, starło z niej żywą barwę. Z odchyloną górną wargą i obnażonymi zębami przypominała teraz wystraszone zwierzątko. Tak wyglądała zabita wiewiórka, którą Andrzej widział kiedyś w łazienkowskim parku. I taka Irena utkwiła mu w pamięci. Nie była to już kobieta, o której zdobycie niegdyś walczył, której pragnął, którą podziwiał. Jej przewlekłe cierpienia udręczyły go, wprawiły w stan odrętwienia, przestawał rozumieć następujące po sobie zdarzenia i fakty, poddawał się tępej bezmyślności. W chwili poprzedzającej agonię Ireny, kiedy morfina nie mogła już