jak ogromne zielone dywany, gdzieniegdzie tylko podziurawione porębami. Przelatywaliśmy nad licznymi osadami, złożonymi z domków maleńkich jak pudełka. A pola wokół nich przypominały pokryty różnokolorowymi łatami płaszcz włóczęgi.<br>Pożeracz Chmur trzymał się wciąż wysoko, tam, gdzie błądziły powietrzne strumienie. Ślizgał się na nich, oszczędzając siły.<br>Niezauważalnie zboczyliśmy w stronę Wzgórz Iluzyjnych. Nie było pod nimi podpisu, jak na mapie, lecz byłem pewien, że to muszą być one. Pojawiły się przed nami niby ogromne, śpiące zwierzęta pokryte zielonym futrem. Pożeracz Chmur zniżył lot. Obserwowaliśmy, jak jego cień pełza po zboczach pagórków niczym żywe stworzenie. Niezamierzenie płoszyliśmy stada owiec. Zabawnie wyglądały - białe, ruchome