Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
migocącym w półmroku płynem. Rzeczywiście orzeźwiał.
- Będzie cię na pewno chciała widzieć - mówił dalej. Jest w Ostii. Mamy tam willę, do której przenosimy się na lato. Żona, córka, zięć. Co do mnie, póki kuria czynna, mogę tylko do nich dojeżdżać na sobory i niedziele.
Sięgnąłem po kieliszek. - Jak wermut?
- Wyśmienity.
- Jak długo myślisz być w Rzymie? - To zależy od okoliczności.
- A właśnie - rzekł. - Przede wszystkim. załatwmy finanse.
Miałem pieniędzy na tydzień. Tyle mi przyznała komisja dewizowa. Powiedziałem o tym Campillemu. Wysłuchał z uwagą, a potem rzekł:
- Jesteś moim gościem. O pieniądze się nic kłopocz. W tydzień nic nie załatwisz. Zdążysz najwyżej złożyć
migocącym w półmroku płynem. Rzeczywiście orzeźwiał.<br>- Będzie cię na pewno chciała widzieć - mówił dalej. Jest w Ostii. Mamy tam willę, do której przenosimy się na lato. Żona, córka, zięć. Co do mnie, póki kuria czynna, mogę tylko do nich dojeżdżać na sobory i niedziele.<br>Sięgnąłem po kieliszek. - Jak wermut?<br>- Wyśmienity.<br>- Jak długo myślisz być w Rzymie? - To zależy od okoliczności.<br>- A właśnie - rzekł. - Przede wszystkim. załatwmy finanse.<br>Miałem pieniędzy na tydzień. Tyle mi przyznała komisja dewizowa. Powiedziałem o tym Campillemu. Wysłuchał z uwagą, a potem rzekł:<br>- Jesteś moim gościem. O pieniądze się nic kłopocz. W tydzień nic nie załatwisz. Zdążysz najwyżej złożyć
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego