się na wszystkie strony, i gdy miały już zniknąć, raptem, wprost przeciwnie, twardniały, przybierając różne kształty. W jasności podwodnych gwiazd Zygmunt zaczął powoli je rozpoznawać. Nie były to kształty magiczne, o nie! Jakiś dom, ulica, przepływający obok autobus i człowiek jadący na rowerze. "Co się dzieje?" - zapytał pełen najgorszych przeczuć. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył znajomy wiadukt z wieżą ciśnień, a dalej... Zatorze. Chciał czym prędzej zawrócić, ale uchwycony w gwieździsty szpaler, nie mógł nic zrobić - dryfował posłusznie w kierunku kamienic. Jeszcze chwila i spośród fioletu, gwiazd i domów wyłonił się obrysowany niebem masyw wieżyczki. Niczym szybowiec niemogący złapać właściwego