oswojony z przezwiskiem jak z godnością weselnego starosty, przymykając oczy i ciągle słysząc nad sobą i równocześnie w sobie polującą kunę, czułem, jak w moje ciało, począwszy od podłożonych pod potylicę rąk aż do małego palca u lewej nogi, wchodzi sen.<br> A razem z tym snem zjawia się we mnie Jasiek, mój kompan z chóru.<br> Tuż po Jaśku, wchodzi do stodoły, w siano, a z tego siana we mnie cały kościelny chór.<br> I zaczyna śpiewać cichutko pastorałkę.<br> Zawsze jedną i tę samą pastorałkę.<br> A ja, w białej koszuli z kołnierzykiem wykładanym na czarny surdut, w boksowych butach z cholewami, wychodzę przed